Strony

23 maja 2015

Odbudowa Osiedla na Kole - artykuł Haliny Pągowskiej

Styczeń 1945 r. Do ruin Warszawy ściągają wynędzniali, głodni ludzie. Koło nie wygląda lepiej od innych dzielnic. Woń spalenizny, pustka czarnych jam okiennych, stosy gruzu na chodnikach, pełno nawozu na parterach, aż do parapetów okiennych – oto obraz osiedla T.O.R.

4 Luty 1945 r. – pada hasło: „Odbudujemy nasze Koło, sami dla siebie”. Zbiera się grupa ludzi, spod ziemi wyciągnięto siekiery, ktoś przyniósł gwoździ, szczątki dachów służą za stemple. Ratujemy, co się jeszcze da uratować – stemplujemy zagrożone ściany, wiszące kominy. Blok 11 jest najwięcej zagrożony, trzeba prawie siłą usuwać ludzi. Po usunięciu, szczęśliwie bez wypadku, wali się ściana i 3 stropy. W bloku 12 zamieszkują ludzie – dach spalony. Blok 13 jest spalony, tylko dach wisi w powietrzu, więc trzeba go przenieść na 12, niech się ludziom nie leje się na głowy. Ochotnicy się znajdują, zaczynamy rozbierać dach na 13 bloku.

Tymczasem w Warszawie jest już Zarząd Miejski. Zgłaszam się do ob. inż. R. Piotrowski: „trzeba ratować bloki T.O.R.”. Dostaję ustne polecenie rozpoczęcia roboty.

Jednocześnie Osiedle przejmuje W.S.M. – zgłaszam się do Zarządu, otrzymuję pierwsze pieniądze i przydział do już powstałego obwodu S.P.B. Od tej chwili W.S.M. Finansuje odbudowę i prowadzi administrację. Stoimy już na mocnych nogach.

Teraz budując jako grupa SPB. Koło będące Osiedlem W.S.M. Odbudowujemy wszystko nie tylko sami dla siebie, ale dla rozwiązania sprawy uspołecznienia gospodarki mieszkaniowej dla klasy pracującej.

Od utworzonego w tym czasie przy ul. Chocimskiej B.O.S-u, otrzymuję oficjalne zlecenie i pierwsze 1/2 miliona na rozpoczęcie robót. Już nie potrzeba ochotników, już płacimy za pracę.

Przed nami ogromne zadanie, najszybciej umożliwić zamieszkanie Osiedla, gdyż ludzi napływa coraz więcej. Magazynujemy ocalałe okna i drzwi robimy całe wyprawy i odbieramy rozkradzione z okolicznych domów. Rozdajemy je powracającym na Osiedle, staramy się każdemu dać choć jedno okno i drzwi wejściowe do mieszkania. Jednocześnie, systematycznie blok po bloku stemplujemy, podmurowujemy, rozbieramy zagrożone miejsca. Po paru miesiącach już jestem pewna, że nic się więcej nie zawali, że bezpieczeństwo ogólne jest zapewnione.

Praca jest ciężka, trzeba borykać się z trudnościami: brak materiałów, transportu nie ma, o murarzy trudno. Ale budujemy sami dla siebie, więc wszystko musi się znaleźć. Ściągamy co się da z miasta, skupujemy, zwozimy z prowincji. Kierowca naszego samochodu ciężarowego, ob. Aleksander Kopka, jest nieoceniony. Konwojent, ob. Jan Brzozowski robi cuda. O każdym brakującym materiale wiedzą wszyscy pracownicy, wszyscy starają się i wszyscy szukają. Rada Zakładowa, z przewodniczącym ob. A. Daszkiewiczem stoi na wysokości zadania, jest pomocą, oparciem i prawą ręką kierownictwa. Członkowie świecą przykładem. Pracujemy wszyscy, nie licząc godzin, często do zupełnego zmroku. Zorganizowano już kuchnię, kupiono dwa duże kotły, wydajemy gorące zupy. Ludzie są tak słabi, wydajność jest tak niska.

Kierownictwo pracuje z zaparciem się siebie w warunkach, o których nie śniłoby się przed wojną nikomu. Nie ma podłóg – tylko beton, dach położony jako ostatni – podczas deszczu potoki wody zalewają biuro, brak stołów, krzeseł, maszyn, brak materiałów piśmiennych i innych zmusza, do przynoszenia wszystkiego z domu.

Ale ciągle pamiętamy, że musimy oddać jak najszybciej do zamieszkania: 311 mieszkań zupełnie spalonych i zburzonych, drugie 300 – półspalonych oraz wyremontować 350 mniej uszkodzonych.

Na blokach zrobiło się rojno. Nie możemy nadążyć z drobnymi remontami. Masa zgłoszeń. A na nowe mieszkania ludzie czekają. Do remontów odkomenderowano więc małą grupę, reszta pracuje przy odbudowie nowych mieszkań. Ludzi do pracy jest dosyć – tylko ciągle brak materiałów, najgorzej z drzewem. Mamy bale z rozebranych bunkrów. Kupujemy piłę traczkę i do jesieni są wszystkie dachy wykonane i pokryte. Ten pierwszy etap przebrnęliśmy zwycięsko. Gdyby kto zapytał, skąd wzięto materiał na 3000 m2 dachów, nikt nie umiałby na to odpowiedzieć.

Trudności z otrzymaniem drzewa zmuszają nas do szukania możliwości sprowadzenia, stolarki. Postanawiamy wykonać wszystko na miejscu. Parę maszyn kupiono, kilka składamy z części i w prowizorycznej szopie rusza stolarnia mechaniczna, a potem za nią ślusarnia. Stolarka dla 500 mieszkań zastała wykonana na miejscu; jest to w pierwszym rzędzie zasługa majstra Zygmunta Kalinowskiego.

Obsługujemy nawet całą dzielnicę, wszystkie instytucje zwracają się do nas o pomoc. Zespół nasz się powiększa, wykonujemy szereg robót w okolicy, zabezpieczamy rozpoczętą budowę kościoła i remontujemy szkołę powszechną, która jest organicznie związana z naszym Osiedlem.

Na wiosnę 1946 r. Osiedle ponosi nowe straty huragan zrywa dach na 20 bloku, niszczy tremple, kominy, zrywa pokrycie papowe na innym bloku. Szkody wynoszą około 2 milionów. Natychmiast przystępujemy do wykonania nowego i w kilka tygodni dach jest postawiony.

Osiedle powoli zmienia wygląd. Wznoszą się mury 13. Nikną rusztowania po skończonych elewacjach na 11, 12, 14, 15, 16, 17, 8, 7. Oddajemy blok po bloku, mieszkania się zapełniają. Dziedzińce zostają oczyszczone z gruzów i śmieci, W 12 i 13 do końca mieszczą się magazyny i warsztaty, które przenosimy do prowizorycznych szop na polu, pod laskiem. Wykończa się pralnię i łazienki w I serii, centralne ogrzewanie w 20 bloku. Majster ślusarski i hydrauliczny, ob. Franciszek Golba, ze starych pieców i armatur robi nowe. Drenujemy jeszcze blok 1, najniżej położony, w którym piwnice zalewa woda. Prace przy odbudowie bloków dobiegają końca.

Odbudowa Osiedla im. St. Żeromskiego była szkołą, szkołą pracy społecznej, szkołą twardą i trudną. Wielu towarzyszy zdało egzamin świetnie, część nie wytrzymała naszego tempa i odpadła. Na ich miejsce znaleźli się inni i oto stoi teraz przed nami Osiedle w promieniach zimowego słońca. Jest ono dowodem, że twórcza wola ludzka jest silniejsza, niż złe moce i kataklizmy, silniejsza – niż wola niszczycielska barbarzyńców z za Odry.

Halina Pągowska, Budujemy sami, budujemy dla siebie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz